...
gdy Graham zawołał mnie do mazini. Pokazał dziwnie ruszający się króciec dolotowy wody chłodzącej silnik. Widać było, że przez spaw sączyła się woda. Przeciek był na odcinku między dnem, a zaworem odcinającym. Przez głowę przeleciały mi wizje tego co mogło się nam stać na tym odludziu.
26 listopada jeszcze nikt z przesyłką się nie zameldował. Wieczorem pojechałem z Piotrkiem na lotnisko, ale okazało się, że i tam nic na nas nie czeka. Zaczęła się żmudna korespondencja e-mailowa i telefonowanie do Polski. Załoga cały czas pracowała niestrudzenie, a czas uciekał. W piątek wieczorem 28 listopada przyszła wiadomość od Navigare, że przesyłka jest w urzędzie celnym w Buenos Aires i nie wiadomo kiedy uda się ją stamtąd wydobyć. Zwołałem całą załogę i obwieściłem stan rzeczy. Powiedziałem, że w zaistniałych okolicznościach nie decyduję się na rejs do Antarktyki, proponuję jednak rejs wokół Hornu. Wśród załogi wywołało to burzę. Niemal wszyscy marzyli o Antarktyce, o górach lodowych, a tu "tylko Horn". Próbowano mnie przekonywać argumentując, że przecież tak długo o tym marzyli itd. Już po jakimś czasie dowiedziałem się, że nawet spekulowano czy by nie wpłynąć na zmianę mojej decyzji środkami finansowymi - jakbym to ja sam nie chciał tam płynąć. Stosunkowo spokojnie przyjęła decyzję niemiecka część załogi - jeśli kapitan mówi że jacht jest niesprawny na taką podróż, to jest niesprawny, a jachtami niesprawnymi się nie żegluje i oni wysiadają. W końcu ustaliliśmy, że kończymy prace i jedziemy: krótko - tylko na Horn, powrót i do domu, - Boże jak to się już zdeprecjonowało.
Osobiście byłem przekonany, że gdy wrócimy do Ushuaia, przesyłka będzie już na nas czekała, szybko wszystko zainstalujemy i ruszymy w Kanały Patagońskie.
W załodze ożył duch, a prace i tak trwały jeszcze do niedzieli. Wreszcie została zainstalowana echosonda zrobiona według wspólnego projektu. Harcerska echosonda na Zjawie nie działała - to normalne, dobrze pamiętam czasy, kiedy jachty nie miały takich cudowności i też się żeglowało. Tym razem, żeglując po wodach niezupełnie zbadanych i stając na kotwicowiskach opisanych jedynie ręką żeglarzy, uważałem to urządzenie za niezbędne. Przecież właśnie rozwój techniki pozwolił nam sięgnąć tam, gdzie wzrok nie sięga, marzyć o tym, o czym przed 20 laty nie marzylibyśmy w takim rozmiarze. Założyć nową echosondę nie taki to znowu problem, trzeba wyjąć jacht z wody..., no właśnie, ale nasz jacht waży ponoć 50 ton. Wojtek już dawno mówił coś o stewie dziobowej. Jeszcze w czasie podróży do Usuaia wymyśliliśmy rurę przymocowaną do stewy dziobowej z boku, chronionej obrysem kadłuba przed niszczącym działaniem kry lodowej i zanurzonej około pół metra poniżej linii wodnej. Wojtek zgodnie ze swoim fachem zajął się rozpracowaniem szczegółów technicznych, Graham to pospawał i znowu Wojtek, po zabezpieczeniu wiertarki przed wodą, a wiercić trzeba było tuż nad jej powierzchnią, przy pomocy Piotrka, Jóźka i Grahama, przymocował to całe ustrojstwo.
Andrzej Markiem doprowadzili do końca konstrukcję swojej elektrycznej pompy zenzowej i poprzykręcali na nadbudówce listwy antyślizgowe. Potem jeszcze krótkie szkolenie co po co i do czego ruszyliśmy w drogę. Pogoda w Beagle Chanal była bardzo dobra mieliśmy więc możliwość sprawdzić i udoskonalić nasz system refowy i przetrenować załogę w używaniu go.
Po krótkim pobycie w Puerto Williams związanym z odprawieniem się na wody chilijskie wyszliśmy z portu, aby wykorzystać dobrą pogodę i nie musieć wychodzić w poniedziałek. Do Hornu zbliżaliśmy się wczesnym rankiem. Wiatr przycichł, była więc idealna okazja do wylądowania na Cabo de Hornos w zatoce Caleta León. Zjawa dryfowała spokojnie, podczas gdy załoga na zmiany udawała się na ląd. Dobrze udało nam się wykorzystać okienko w pogodzie między godz. 6 a 10. Koło południa zrobiła się regularna siódemka, a my uparcie halsowaliśmy pod wiatr. Właściwości żeglugowe Zjawy nie zmieniły się jednak od lat i po kilku godzinach daliśmy za wygraną i zaczęliśmy wspierać się silnikiem. O godzinie 1505 dnia 2 grudnia mieliśmy Horn na prawym trawersie.
Wydarzenie to uczciliśmy zgodnie z tradycją żeglarską. Pierwszego łyka dostał oczywiście Neptun, a potem już po kolei. Chwila była dla mnie szczególnie uroczysta. W ciągu tego samego roku opłynąłem 2 Horny.
Dalszą żeglugę kontynuowaliśmy okrążając wysepką Horn po czym wzięliśmy kurs na Puerto Williams. Po drodze, po prawej burcie zostawiliśmy 3 chilijskie wysepki: Picton, Lennox i Nueva, o których można by powiedzieć, że mają coś wspólnego z Polską, czyli typowe "słoń a sprawa polska" lub może lepiej "Horn a sprawa polska".
Spory terytorialne między Argentyną a Chile mają długą historię, była nawet wersja wspólnego posiadania (między innym) wyspy Horn. Jeden z ostatnich sporów dotyczył tych trzech ww. Wysp. W grudniu 1978 r. wojska argentyńskie były przygotowane do inwazji. Niechybnej wojnie zapobiegła osobista interwencja papieża Jana Pawła II dnia 12.12. 1978 roku. Mediacje ciągnęły się jeszcze bardzo długo i zakończyły 29.12. 1984 roku podpisaniem w Watykanie traktatu o przyjaźni i współpracy.